KUCHNIA,  ZIMA

Moja własna zimowa herbata

Nawet jeśli „prawdziwe zimy” całkiem odejdą do lamusa, nie zrezygnuję z picia zimowej herbaty, która sprawdza się zarówno wtedy, kiedy za oknem jest biało, jak i wtedy, kiedy jest szaro i ponuro. Smaczny, rozgrzewający napój jest równie atrakcyjny w porze wietrznej szarugi, co w czasie mroźnej śnieżycy.

Oczywiście, można skorzystać z ogromnej oferty gotowych mieszanek, ale o wiele więcej przyjemności daje wieczór spędzony z herbatą zaparzoną z samodzielnie przyrządzonej kompozycji. Im więcej składników zawdzięczam własnej pracy, tym satysfakcja większa. Można też modyfikować skład w zależności od aktualnego nastroju i apetytu.

Smak herbaty uważam za niezbędny w zimowym napoju, dlatego nigdy nie zastępuję jej hibiskusem. Bazą moich mieszanek jest zawsze czarna herbata, czasem earl grey, który dobrze się komponuje z owocowymi dodatkami.

Według mnie najlepiej pasują jabłka, pigwowiec i żurawina. Bardzo lubię dodatek skórki pomarańczowej, zwłaszcza tej samodzielnie pokrojonej i ususzonej. Jak znalazł są też owoce pigwowca z własnego ogródka i jabłka, ususzone na jesieni. W sklepie kupuję tylko żurawinę.

Oprócz owoców dodaję przyprawy, które wzmacniają rozgrzewające działanie mieszanki. Zawsze mile widziane są w niej goździki i anyż, czasem dobrze robi pieprz lub kardamon. Lubię dodać cieniutki plasterek lub dwa świeżego imbiru, który decyduje o ostatecznym charakterze kompozycji.

Herbatę zaparzam w dużym dzbanku jako intensywną esencję. Kiedy wracając do domu potrzebuję czegoś rozgrzewającego, dolewam do niej wrzątku i wypijam od razu, czasem z odrobiną soku malinowego.