DEKORACJE,  GRUDZIEŃ

Znak oczekiwania

Kiedy dni robią się nieprzyjemnie krótkie, a za oknami rządzi niepodzielnie jesienna szaruga, lubię mieć w domu coś, co przypomina o zbliżającym się Bożym Narodzeniu. Z kalendarzy adwentowych zrezygnowałam, kiedy dzieci wyrosły już na tyle, że codzienne wykonywanie zadań przestało być dla nich frajdą. Do odliczania czasu, jaki pozostał do Świąt, służy nam wieniec adwentowy.

Obowiązkowym elementem tej skromnej dekoracji są cztery świece. Pierwszą zapalamy w pierwszą niedzielę Adwentu, a później palimy ją codziennie przy obiedzie. W drugą niedzielę dołącza do niej druga, a potem kolejne. Trzy świece (pierwsza, druga i czwarta) są fioletowe, ale trzecia powinna być różowa, bo zaczynamy ją palić w niedzielę radości – „Gaudete”.

Kompozycja wieńca jest prosta, zależy mi na tym, żeby uniknąć przeładowania. Zawsze korzystam z tego, co mam w LAMUSIKU. Fiolet i róż nigdy nie należały do moich ulubionych barw, więc nie mam zbyt wielu rzeczy w tej kolorystyce, jednak zawsze uda się dobrać coś, co z fioletowymi świecami harmonizuje.

Raz na parę lat kupuję nowe świece, zwykle w paczkach, które starczają na kilka lat. A że lubię różnorodność, to używam ich wymiennie. Jeśli w jednym roku wybieram wysmukłe kolumienki, to w następnym decyduję się na tilajty albo świece sojowe w słoiczkach.

Do świec dobieram stosowne oprawki.

Potem układam je na jakimś rodzaju podstawki. Może to być mała tacka, talerz, półmisek albo płaski koszyk.

Na koniec dokładam jakiś element dekoracyjny. Tu popuszczam wodze fantazji i uruchamiam kreatywność. Im więcej mam czasu, tym kompozycja może być bogatsza i bardziej dopracowana. Mogą to być elementy naturalne, jak gałązki bukszpanu albo szyszki, albo coś całkowicie sztucznego, jak łańcuch choinkowy ze „srebrnych” kulek.

W tym roku o kształcie kompozycji zdecydował wybór świec. W sklepie wpadły mi w oko tilajty o nietypowym rozmiarze – 6 cm średnicy. Nie wiem, jak szybko będą się wypalać, więc różanych w kolorze różowym kupiłam paczkę, a lawendowych w kolorze fioletowym – dwie.  Z braku odpowiednich do nich oprawek ułożyłam je na ogrodowych kamykach w szklankach po kremie czekoladowym, ustawionych na okrągłym talerzu. Przestrzenie między szklankami wypełniłam pociętymi na krótkie odcinki patyczkami. Całość otoczyłam wiankiem z gałązek bluszczu i barwinka przewiązanych fioletową wstążką. A potem… powstrzymałam się przed dołożeniem czegoś jeszcze.